Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/75

Ta strona została przepisana.

scenę, nie patrząc na salę — patrząc a nie widząc, widząc a nie patrząc swemi szafirowemi źrenicami.
Powoli zsunęła z ramion płaszcz i usiadła na krześle, odwracając się plecami do balkonu, na którym się znajdował Wielohradzki. Obok niéj zajęła miejsce druga piękność lwowska, Orzecka, z domu Charłupczanka.
Lornetki całéj publiczności bezustannie teraz śledziły każde spojrzenie, każdy gest obu kobiet, a zwłaszcza Muszki, przy któréj hladła świeża i okrągła twarzyczka Orzeckiéj.
Muszka ubrana była w suknię z aksamitu w dziwaczne tygrysie pręgi. Suknia ta niezmiernie szczelnie przylegała do jéj wysmukłego ciała i dawała jéj wygląd dużéj tresowanéj tygrysicy. Rękawy olbrzymie z bronzowego tiulu, naszytego mieniącemi się kamieniami, osłaniały niedokładnie morę obnażonych ramion. W rubinach i topazach grały całe snopy iskier. Z tygrysiéj tkaniny wysuwały się przebłyski delikatnego, jasnego ciała, bo i szyja cała prawie była obnażona i podniesione wysoko włosy odsłaniały kark, po którym wiły się kręcone drobne, miedzianego koloru loczki.
I włosy te, zczesane wysoko, skręcone w ogromny węzeł przepięty rubinową strzałą, bramujące twarz bladą masą ciemno-rudych promieni, tworzyły kask tryumfatorski nad czołem téj dziewczyny, denerwującéj swą urodą całą salę i pozostającéj w tém ogól-