Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/80

Ta strona została przepisana.

zbitowski coś opowiadał i chichotał się cicho, wtórowała mu Orzecka, która już wróciła na przód loży. Wielohradzki cierpiał męki Tantala. Był przekonany, że ci ludzie muszą mówić o nim i czynić porównanie pomiędzy Fikalskim scenicznym i ich „nadwornym wodzirejem”, jak czasem żartobliwie nazywano Wielohradzkiego. Rad był teraz z sąsiedztwa Kafthana, który go swemi wielkiemi plecami krył i zasuwał w cień. Z „końskiéj loży” skierowały się na balkon dwie lornetki. Wielohradzki, blady z gniewu, przysiągł sobie w téj chwili nie prowadzić więcéj tańców. Muszka śmiała się teraz wraz z całą publicznością z krygów aktora grającego Fikalskiego. Wielohradzki zapytywał siebie: „Czy Muszka znała sztukę i czy nie umyślnie sprowadziła go do teatru, aby go ośmieszyć?”
Nareszcie kurtyna zapadła. Wielohradzki chciał wstać i uciec z teatru, lecz prawie nikt z publiczności nie ruszał się z miejsca. Natomiast dostrzegł, iż Pozbitowski daje mu jakieś znaki i wywołuje go na kurytarz. Wielohradzki odął usta i, przymrużywszy oczy, patrzył na Stania z pewnego rodzaju arrogancyą. Mścił się, jak mógł i umiał. Wreszcie Stanio, zamieniwszy kilka słów z Muszką, wyszedł z loży i w kilka chwil ukazał się we drzwiach balkonowych. Śpiesznie powstał z miejsca Wojsa i Kafthan, pragnąc przywitać się z młodym „kasynowcem”. Lecz on minął ich, kiwnąwszy im obojętnie głową, i ku