Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/85

Ta strona została przepisana.

dlaczego nie kto inny?... wierzcie mi, jestem zmęczony!.. Zresztą c’est une corvée!..
— Wiemy, wiemy!. ale nie możesz nam odmówić téj grzeczności.
Wielohradzki wobec tych rasowców, tak doskonale wychowanych i ułożonych, głoszących swój dobrobyt każdym ruchem, przejrzystością cery, krojem odzieży, nie śmiał nawet wyciągnąć postaci Fikalskiego — trywialnéj lalki mieszczańskiéj — zastawić się nią dla usprawiedliwienia swego wahania.
Rzucił jednak z nieśmiałym uśmiechem:
— Cóż więc?.. mam już tak na całe życie pozostać waszym... Fikalskim?
Lecz ci panowie zagłuszyli go protestacyami.
— Cóż znowu?.. oni poprostu proszą go o oddanie im najwyższéj przysługi, wzięcia na siebie najważniejszéj części balu. Zresztą, tu niéma porównań, to śmieszne, jakże można nawet mówić o Fikalskim z powodu ich prośby...
Wielohradzki, podbity, ujęty, uśmiechał się głupkowato.
— Zresztą.. mon cher — wyrzekł Stanio, ujmując go uprzejmie pod ramię — musimy przecież wszyscy rozebrać pomiędzy sobą ciężar pracy, który z urządzaniém tego balu na nas spada. Ja zajmuję się dekoracyą salonów, Charłupko winami, Bodrowski kolacyą, Dezydery usługą — słusznie, że ty tak-