Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/91

Ta strona została skorygowana.

do krawieczyzny, starając się znaléźć sobie w tajemnicy kilka pewnych klijentek, nieznających się pomiędzy sobą i nienależących do „towarzystwa”. Urodzona bowiem z bardzo rasowéj rodziny, nie chciała, aby ktokolwiek wiedział o jéj poszukiwaniu zarobku, wiedziona tym fałszywym wstydem, który był częścią jéj charakteru.
Ten wstyd pracy powoli przeszczepił się i w duszę Tadeusza. Widząc, iż matka kryje się ze swą krawieczyzną, nawet przed sąsiadami i osobami zamieszkującemi tę samą, co i oni, kamienicę, zaczął i on wstydzić się téj pracy. Z początku nigdy w szkołach nie mówił o swym domu. Późniéj kłamał, podniecony tém, co słyszał z ust Charłupki, Pozbitowskiego i innych. Chłopcy ci mówili pomiędzy sobą o swych domowych stosunkach z wielką swobodą. Znali się pomiędzy sobą od dziecka i należeli do téj saméj sfery towarzystwa. Wielohradzki sprytnie pochwytał niektóre szczegóły i z nich zlepiał i sztucznie budował dom fikcyjny, w którym niby to przebywał. Ci i drudzy, widząc go zawsze odzianym tak starannie, ułożonym dobrze, nie troszczyli się o resztę.
Co więcéj, Wielohradzki imponował im często pieniędzmi, które matka dawała mu na „drobne wydatki”. Była to jedyna wyższość, jaką miał nad swymi przyjaciółmi. Nadużywał więc jéj, wyłudzając od matki znaczne (jak dla dziecka) summy.
Gdy skończył gimnazyum i zdał maturę, Wielo-