Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/99

Ta strona została skorygowana.



IV.

Puściwszy w ruch walca tańcujące koło, Wielohradzki usiadł na złoconém krzesełku i otarł pot z czoła.
Przed nim wirowała tęcza barw, układająca się w faliste linie, łączących się z sobą par. Orkiestra, ukryta po za lasem palm i oleandrów, grała dyskretnie, jakby nie chcąc płoszyć kręcących się w smugach elektryczności postaci kobiet, z których spływała ku ziemi biel lub błękit gaz, rubin aksamitów i szmaragd jedwabiu. Cały szereg okien szeroko otwartych pozwalał majowéj nocy, czarnéj i ciepłéj, wpływać swobodnie, poruszać drganiem wiatru jedwabie kotar, zwieszających się ze ścian perłowo liliową kaskadą przepysznéj tkaniny lugduńskiéj.
Snopy róż i bzu o srebrnych odcieniach więdły teraz na głowach czterech marmurowych nimf, stojących w czterech rogach sali. Wachlarze elektrycznych lamp po nad pękami kwiatów rozkładały się