Strona:Gabriela Zapolska - Ósma klasa.djvu/1

Ta strona została przepisana.
GABRYELA ZAPOLSKA:
ÓSMA KLASA.
PASZKWIL.


Mały, ruchliwy sekretarz wielkiego nieruchawego dziennika — czuł się dziś bardzo en forme.
Miał nowy garniturek, który leżał wcale dobrze, z wyjątkiem kamizelki trochę zaciasnej.
Ale »sekretarzyk« nabierał z każdym dniem tuszy — wyokrąglił się i trudno było odziać go jak ulał.
Więc ubranko koloru rozmoczonego błota, pokratkowane nieokreślenie, ładne, było do twarzy — tylko trochę już przyciasnawe.
Niezapłacone, a już zaciasne.
Mikuś (tak zwano sekretarza) winszował sobie w duchu tego mankamentu. Będzie miał pretekst zwrócenia garnituru, gdyby krawiec był nadto niedyskretnym. Tymczasem jednak — laseczka nowa, kapelusik, kołnierzyki lśniące i ta buzia codzień szersza, jak dłuższa, prawie kwadratowa.
A na niej dziwny dar bezustannego błogiego ugrzecznienia.
Mówi ktoś — Mikuś szast nóżką, »całuję rączki«. — Skwierczy telefon, Mikuś kłania się »całuję rączki«. Nie mówi nikt — Mikuś jeszcze grzeczniejszy — ot... na kredyt.
Lubiany, prawie kochany — siedzi przy biureczku, na którem stale jakiś kwiatek tragicznie agonizuje. Obok ohydny klecha w sutannie z porcelany — kilka wyrobów estetycznej kultury wiedeńskiej — nieco dalej jakieś wykopalisko — i karnecik balowy. Nożyce redakcyjne — dużo papierów, listów czekających na odpowiedź...
Leży tom encyklopedyi — otwarty na literze rozpoczynającej miano jednego z władców Europy, który nadwerężył sobie kark, spadając z automobilu. — Mikusiowi polecono, aby miał nekrolog w pogotowiu. Władca prawdopodobnie się wygrzebie, ale nekrolog być musi. Gdyby... ot — na wszelki wypadek.
Nikt tego tak nie zrobi, jak właśnie Mikuś. Doda tam nutkę osobistą, coś jakby jakieś wspomnienie. Napisze nawet: »tak się złożyło, że przejeżdżając, widziałem dostojnego zmarłego.... jak piękny, silny, wesół«...
Przeważnie się tak składa, że Mikuś widuje, jak kapusta na Zamarstynowie rośnie, ale Mikuś jest przedziwnie sprytny. Potrafi cudownie z każdej sytuacyi się wywinąć. Umie znaleźć się zawsze w kropce. Najdrażliwsze sytuacye bywają mu powierzane. Stąd jest sekretarzem. Umie na czas zmrużyć swe siwe oczęta i przyczaić się. Potrafi także nastawić się i uczynić się »ważnym«. Dziennik, który reprezentuje w miarę potrzeby, jest albo lekkim o europejskim polocie organem — lub strażnicą wielkiego znaczenia jakichś ogromnych walk społecznych. Mikuś w ostatnich czasach nabrał dużego waloru, bo wyjaśniło się, iż potrafi doskonale złatać artykuł, gdzie »tęsknoty bytowania«, »posłannictwo utrwalenia«, »zrębowanie przesądów«, »byty czucia« — jeżyły się á propos de bottes — i oblepiały odpowiednio jednego z trzech wieszczów — jak pisać sążniste odezwy do dam w sprawach mody, igrając z piórami, wstęgami, frendzlami, jak patentowana dama od fabrykowania przepisów stroju, prywatnego rachunku i savoir vivre’u.
Mikuś tedy — w ten wiosenny, kwietniowy dzień uśmiechnięty i pewien siebie, zajął miejsce przy swojem biureczku. W szklankę wody wetknął