żywszy ręce w nieméj kontemplacyi, podziwia tę brunetkę w żółtéj sukni i blondynkę w bogatym dołmanie. Zapomniała na chwilę o ukochanym i zamknięciu bramy; stoi ze spódniczką w ręku i wpatruje się z wielką przyjemnością w malowane elegantki. Patrzy na nie już blizko dwa lata, a nigdy nie dosyć; zna najdokładniéj każdy fałdzik ich sukni i uczesanie głowy. Znalazła te stare żurnale w szafce spiżarnianéj i wzięła je pokryjomu, drżąc z obawy.
Pierwsza to i ostatnia kradzież w jéj życiu, ale pokusa była zbyt wielka.
Inne dziewczęta mają kuferki wylepione starém obiciem lub kawałkami gazet — ona musi miéć malowane lalki, bo to daleko szykowniéj.
To téż ten kuferek stanowi całą jéj dumę. Nawet kucharka od konsyliarza nie ma lalek w swojéj skrzynce. Są tam wprawdzie złocone litery, z jakimś niewyraźnym herbem, zdarte zapewne ze sztuki tarletanu, i wielki order kotylionowy z butelką i dwoma widelcami, ale cóż to wszystko w porównaniu z malowanemi pannami!...
Nagle Kaśka budzi się z zadumy. Wpół do dziesiątéj!
Za pół godziny zamkną bramę, trzeba się śpieszyć. I dziewczyna kładzie drżącemi z pośpiechu rękami kaftanik na nagie ramiona, a do pasa wiąże czysty fartuszek.
Bosa?... Cóż to szkodzi. Nogi ma jeszcze wilgotne i czerwone od ługu i gorącéj wody. Wyciera je w brudny fartuszek i biegnie ku drzwiom. Jest w téj chwili bardzo szczęśliwa. Zobaczy go za minutkę. Lampa jeszcze nie zgaszona na wschodach. Kaśka bie-
Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/101
Ta strona została uwierzytelniona.