konały matki, siostry, bracia, a one szepcąc pacierze, nie szły zamknąć oczu swoim najbliższym. Żyła więc istnieniem ślimaczém, mając codzień śniadanie, obiad i kolacyę, a w niedzielę po obiedzie kawę.
W święta szły sznurkiem do ogrodu i siadały rzędem na pagórku, zkąd był widok na Wisłę. Śpiewały wtedy chórem: „Kto się w opiekę” i jadły zgniłe śliwki, pozbierane pod drzewami. Słońce zachodziło i kąpało swe promienie w czystéj wodzie, parostatki pełne ludzi wracały z Saskiéj Kępy — z daleka dolatywały dźwięki katarynki. Cały rzęd skulonych i zgarbionych kobiet w czerni patrzył szklanemi oczami na te nieznane światy.
Nie tęskniły wprawdzie do niczego, ale było im jakoś nie swojsko. Śliwki wypadły z rąk, a pobożna pieśń zamierała na ustach. Gdy wracały do chóru szeptać wieczorne pacierze i „czynić” wieczorne rozmyślania, melodya katarynki, zasłyszana wśród pogody letniego wieczoru, nie pozwalała im zajrzéć w głąb ducha swego.
Siostra Marya Rafaelina, obdarzona z natury ogromną dozą temperamentu i zdrowia, przeszła ciężkie chwile wśród murów klasztornych. Dzieckiem jeszcze ogromny zasób gorącéj krwi zmuszał ją do gorączkowéj egzaltacyi, objawiającéj się w zapałach pseudo-religijnych. Nie mogąc tańczyć na balu, ani biegać swobodnie po lasach lub łąkach, froterowała chór na większą chwałę Chrystusa, lub szorowała podłogę. Ta potrzeba ruchu, ten nurtujący ją płomień, zdawał się jéj koniecznością poświęceń dla zbawienia duszy. Ztąd wynikał cały szereg dziwacznych męczeństw i bezustanne uganianie za zmęczeniem fizyczném, które miało wyniszczyć młode jéj siły. Gdy po obłóczynach i ostate-
Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/112
Ta strona została uwierzytelniona.