mknęła się w bezrozumnym szale w klasztornéj ciemnicy i czarnym całunem pokryła harmonię kształtów.
Marya Rafaelina ten swój niepokój, tę burzę wewnętrzną składała początkowo na szatana. Tak jest, to ten duch ciemności czyhał na jéj zagładę i dolewał do krwi żaru. Pragnęła więc zwalczyć go modlitwą, postami i rozmaitemi ćwiczeniami religijnemi. Widziano ją w nocy leżącą na zimnych kamieniach kurytarzy, spotykano o pierwszéj godzinie w nocy klęczącą wśród chóru z powrozem na szyi; bezustanne wrzody tworzyły się na nogach z nadmiernego klęczenia. Prędzéj od wszystkich zużywała dyscyplinę, tak że matka-przełożona musiała kazać dorabiać co kilka tygodni nowe rzemienie. Chodziła blada, straszna, z szeroko rozwartemi oczami. Obserwowała ściśle regulamin klasztorny, posuwając gorliwość swoję do przesady. Nie piła nigdy wody, pomimo dokuczliwego pragnienia, jakie jéj piersi paliło. Prosiła o godność „siostry-pomywaczki” i z prawdziwą rozkoszą zanurzała białe, delikatne ręce swoje w tłuste pomyje. Śpiewała przytém cienkim głosem bardzo ładne pieśni o dobroci Stwórcy, lub wszechłaskawéj Opatrzności. Zwróciła się całą siłą do dawnego pojmowania i dawnych myśli, pragnęła być napowrót tą próbantką, która w życiu klasztorném widziała swój cel, szczęście i przeznaczenie na świecie. To wszystko jednak napróżno; raz obudzona zasnąć nie mogła powtórnie. Wyniszczone ciało drgało już konwulsyjnie resztą życia, ale duch w tém odosobnieniu rósł i olbrzymiał, odzywając się bezustannie, zapytując, badając cel, dla którego drzémać mu kazano. I siostra Marya Rafaelina z rozpaczą zrozumiała, że wszystkie użyte
Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/114
Ta strona została uwierzytelniona.