Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/129

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy czasem późno w nocy brałem ją na przechadzkę, tuliła się do mnie, nie mówiąc wszakże słowa. Pokazywałem jéj wtedy niebo zasiane gwiazdami i uspokajała się trochę, choć ten ogrom światów, te miliardy świateł, drżących nad jéj małą główką, przygniatały ją. Raz prosiłem ją, aby wybrała sobie którą gwiazdkę i nazwała ją swoją. Po długiem wahaniu wskazała mi drobną, bladą gwiazdeczkę, płonącą koło mlecznéj drogi. Gwiazdka ta była wierném odbiciem téj małéj istotki, ginącéj dla innych wśród tłumu, a tlejącéj dla mnie czystém, spokojném światłem nad ścieżką mojego życia. Patrzyliśmy oboje w ten srebrny, drobny punkt, drżący na ciemném niebie, jak łezka sieroty. Nagle gwiazdeczka oderwała się od czarnego sklepienia, i zakreślając łuk, zniknęła w niezbadanéj głębi. Moja mała rozpłakała się rzewnie, a ja tuliłem jéj główkę i nazywałem ją „dzieckiem,” pomimo smutnego przeczucia, jakie szarpało serce moje. Ta gwiazdka, którą ona z pomiędzy miliona innych wybrała i pragnęła nazywać „swoją,” uciekała tak szybko z przed oczów, zostawiając tylko wspomnienie! Ja także wybrałem z pomiędzy tysiąca kobiet najcichszą, najdrobniejszą i nazwałem ją „moją, moją małą...” Czy i ona miałaby uleciéć w przestrzeń, odejść na zawsze ode mnie?...


∗                    ∗

Gdybyście ją widzieli modlącą się wśród nocnéj ciszy z oczyma wzniesionemi i temi drobnemi rączętami, złożonemi pokornie, gdybyście ją widzieli klęczącą wśród zieleni kwiatów strojących ołtarz Matki Bożéj, cała wy-