Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.

Drogą ku alei Ujazdowskiéj jechał elegancki jeździec, w którym z łatwością poznamy pana Gustawa.
Na prawo i na lewo widniały wysmukłe topole, nakształt żołnierzy, pełniących przyboczną straż drogi.
Snać często tędy przejeżdżał piękny panicz na swym „folblucie,” bo koń niekierowany pewno kłusuje wśród zakrętów drogi.
Ścieżkami pola snują się wieśniacy, oglądając się z podziwem za eleganckim jeźdźcem. Ten ostatni, pogrążony w myślach, z rodzajem widocznego znużenia i niechęci rozbiera przyszłość, a chwilami urywkowe zdania wyrywają mu się na usta okraszone ciemnym wąsikiem.
Powiązawszy urywki te w całość, stworzyćby można następujący monolog, którym pan narzeczony urozmaicał sobie jednostajność samotnéj podróży.
— Gęś!... czysta gęś ta dziewczyna. Gdyby nie te przeklęte długi, nigdy w życiu nie wiązałbym się z tą sentymentalną pasterką... A peine je respire! tak mię ta komedya zmęczyła! Zachciało się im jeszcze poure combler mon bonheur, zamieszkać całe lato za miastem, a ta mała przyczepiła się avec une obstination idiote, abym codziennie stawiał się dla patrzenia w jéj zamglone oczy... ledwo się dziś uwolniłem pod pretekstem ważnego interesu w mieście! Qiel chien de métier być narzeczonym bogatéj panny i potrzebować udawać miłość, bez któréj nie sposób dostać się do ojcowskiéj szkatuły. Przynajmniéj odetchnę dziś swobodnie, a po ślubie wynagrodzę sobie sowicie wszystkie te piekielne męki, do których się dziś naginać muszę.
I z temi pięknemi projektami, a z twarzą ożywioną na myśl przyszłych pohulanek za tak ciężko zapracowa-