Dla was to jest igraszką, nam idzie o życie.
Panno Maryo! proszę złożyć robotę i pójść za tym człowiekiem; zdaje się, że pomoc panny potrzebną będzie przy włożeniu sukni.
Na to wezwanie powstaje młode i wysmukłe dziewczę i składa na okrągłym stole trzymaną w ręku robotę. Milcząc, zdejmuje z kołka swój wytarty płaszczyk i gotuje się do wyjścia.
Koleżanki spoglądają na nią z zazdrością.
Taka piękna sposobność rzadko się przytrafia. Szczęśliwa ta Marya, idzie do bogatéj pani, zobaczy salony, dostanie może guldena, a może dwa.
I ciche szepty przebiegają w powietrzu, zazdrosne spojrzenia przeszywają wątłą postać wychodzącego dziewczęcia. Ona jednak zdaje się być obojętną na doznane szczęście — twarz jéj niewzruszona jak marmury, blada jak gładka wód powierzchnia. Ze schyloną głową wychodzi z pracowni pełnéj gwaru robotnic i turkotu maszyn.
Na ulicy hałas i wrzawa nieokreślona. Nic dziwne-