błagana, a ja patrzę wciąż w twe białe kształty i szepcę tylko:
„Gdybyś ożyła!”
Gdybyś ty mogła wiedziéć, ile miłości i szczęścia czeka cię po przebudzeniu, jak pragnę twą duszę, uśpioną przez tyle wieków, poprowadzić przez skarby czasów późniejszych i roztoczyć przed tobą cały zasób zdobyczy, wydartych naturze przez rozum naszych mędrców... Ty będziesz mi mówić o geniuszu, co świecił nad ziemią Hellenów, ja wprowadzę cię w świat inny, w świat pracy i olbrzymiéj wiedzy, a twe myślące czoło rozjaśnię widokiem plonów naszego rozumu.
Omijać będę złe lub ciemne plamy teraźniejszego świata, pokażę ci jego jasne i pożyteczne strony, a gdy po takiéj całodziennéj wycieczce zapragnę odpocząć — ty, jak Beatrycze, zawiedziesz mnie w kraj pieśni i doskonałego piękna. Będziemy szczęśliwi...
Jeszcze milczysz? Niewzruszona, smutna, niebaczna na me prośby i ten wzrok wymowny, który podnoszę do ciebie. Słuchaj! Ty nie wiesz, dlaczego ja pragnę twego przebudzenia. Dziwném ci się wydaje, że pragnę dla ciebie życia, gdy tyle żywych kobiet przechodzi w téj chwili pod oknami mego mieszkania. Ty nie pojmujesz, dlaczego ja pragnę twéj pieśni, gdy o kilkadziesiąt kroków ode mnie skarży się Małgorzata Gounoda, lub drży w powietrzu „Miserere” Verdiego. Zdziwiona przypominasz sobie powiewne postacie kobiece, strojne w szaty balowe, których fotografie drzemią w pluszowych albumach.
— Masz tyle innych uśmiechniętych kobiet — po co budzisz mnie z rannego milczenia? Pragniesz usłyszéć mowę moję! Szalony! Tyle różanych ust szepce w twe
Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/179
Ta strona została uwierzytelniona.