Ta strona została uwierzytelniona.
Lampa zgasła oddawna, a szary świt przedziera się przez zielone zasłony okien. W mroczném półświetle widzę biały posąg greckiéj dziewczyny, jaśniejący czystością linij wśród zieleni kwiatów.
Stoi znów milcząca, zadumana, wpółnaga, promieniejąca nieziemską pięknością.
Przerażony patrzę na nią i błagalnie składam ręce, a usta moje szepcą jednę, jedyną prośbę:
— Nie budź się! śpij, jedyna!