na pozór gorące, nie udzielają wszakże ciepła, nie budzą do życia. Słońce błyszczało jakimś pożyczanym blaskiem, sztuczną kokieteryą zeszłéj z pola kobiety, któréj przyszła fantazya ukazać się raz jeszcze na sali balowéj.
Pewnego dnia, o samém południu, szła drogą do dworu spora gromadka ludzi.
Na samém czele poznajemy Małaszkę, ubraną odświętnie, z głową bogato strojną w złociste kwiaty i pawie pióra. Koszula odświętna, siną i krasną bawełną szyta na rękawach, opina jéj kształtne piersi. Zamiast płóciennéj ochwoty i zapaski, włożyła krasną wełnianą spódnicę. Czerwona serżowa zapaska, jak ogień czerwona, ściśnięta w stanie ponsowym pasem, spadającym długiemi końcami na przodzie. Nogi ustrojone w złote buty z wielkiemi podkowami. Stąpa w tym stroju pewnie i śmiało, niosąc głowę wysoko. Papierowe złote kwiatki i ponsowe dymkowe róże stanowią jéj królewską koronę. Nosi swój dyadem z godnością. Dziewicza ta oznaka stroi tylko głowę dziewczyny, którą we wsi zwą „sużenaja.” Sużenaja — znaczy przysądzona.
Przysądzona przez Boga temu i temu na żonę. Lud mocno wierzy, że pary łączące się na ziemi były wpierw złączone w niebie. Cudna to wiara, bo uświęca związek, który dla nas, ludzi inteligentnych, jest tylko środkiem do zwiększenia fortuny lub podniesienia blasku nazwiska.
Małaszka więc była przysądzona za żonę Julkowi. Po owéj pamiętnéj nocy jasny pan dotrzymał obietnicy. Julek dostał chatę po Semenie leśniczym i został dżokiejem. Gdy przyszedł na wieś w swéj czerwonéj kurtce, zrobił olbrzymią sensacyę.
Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/227
Ta strona została uwierzytelniona.