Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/235

Ta strona została uwierzytelniona.

Pośrodku stał Julek ze spuszczoną głową.
Słowa pieśni stosowały się do jego położenia.
Bez ojca i matki, prawdziwy sierota, brał sobie za żonę dziewczynę, która go nie kochała.
Wiedział o tém, czuł, że ona go kochać nie może, a mimo to wiązał się z nią na życie całe.
Odwrócił głowę i spojrzał na Małaszkę. Serce jego ścisnęło się, — jakieś dziwne, nieokreślone w umyśle powstało przeczucie. Dziewczyna oblana purpurowém światłem patrzyła wciąż płonącemi oczami w bladą twarz hrabiego, on zaś uśmiechał się ku niéj, przymrużając powieki.
Całe strojne grono dam, zasłuchane w smutną chłopską piosenkę, stało nieruchome na progu, zapominając drwinek i złośliwych uwag. Rzekłbyś, że ta dziecięca melodya kołysze do snu te ironiczne, sarkastyczne słowa, zamarłe na ukarminowanych ustach pięknych kokietek. Wobec téj nieskażonéj brudnym realizmem poezyi milkły sceptyczne żarciki — chłopska piosenka z tryumfem wpływała w złociste komnaty, napełniając dźwiękiem swoim wyniosłe ściany pałacu.
Pominiemy opisy wesela i ślubnych uroczystości.
Wszystko odbyło się tak, jak zwyczaj każe i jak się godzi. W niespełna tydzień Małaszka w namitce i z obciętemi kosami krzątała się po ładnéj, białéj chacie, stojącéj tuż przy wjazdowéj bramie.
Obowiązkiem jéj było — gdy posłyszy turkot powozu, czémprędzéj otwierać szeroko wrota, a potém je zamykać. Wypełniała to z przyjemnością wielką. Dużo gości bywało w tych czasach w gotyckim pałacyku. Dzień ślubu jaśnie panny nadchodził, a jakkolwiek sam ślub miał się odbyć w Warszawie, wiele osób złączo-