dziewczęcia, zrywał się przerażony i biegł ku niéj, podając słodowe cukierki. Dla obcych cała ta komedya była nadmiarem uczucia, dla saméj panny i jéj rodziców wydawała się tém, czém rzeczywiście była, — to jest wstrętnym rachunkiem.
Do złoconego herbu szlachcica brakowało dziewięciopałkowéj korony, trzeba było ją miéć — bez względu na to, kto tę koronę kładł na czoło schorowanéj dziewczyny.
Zresztą Ella nie kochała nikogo; było to jéj obojętne: ten czy ów; wiedziała, że iść za mąż musi, a tytuł miał i dla niéj niewysłowiony urok.
Hrabia Jerzy nie wydawał jéj się wstrętnym, patrzyła jednak bez wzruszenia na tę twarz wybladłą o greckich regularnych rysach. Nie drżała na jego widok, jak ta mołodyca pod wjazdową bramą, gdy tarantas hrabiego przelatywał przez drewniane wrota. Małaszka płoniła się i bladła na przemiany, widząc z jaką pyszną obojętnością hrabia mija jéj chatę i nie zwraca uwagi na te wdzięki, które tak bardzo ceniła. Widocznie zapomniał o niéj, bo choć owego pamiętnego weselnego ranka nie przemówił do niéj słowa, ale oczy jego płonęły takim zachwytem! Nie mogła się pomylić, wszakże i ona sama poczuła magnetyczny wpływ tego spojrzenia, bo dotąd na samo wspomnienie krew jéj do głowy uderza. Roiła najśmielsze plany — otwieranie bramy miało być jéj wielką w tym względzie pomocą.
Sądziła, że odrazu przypomni się pamięci hrabiego.
Kładła najczyściejsze koszule, najuroczystsze namitki, nie zarzucała nigdy świtki na okrągłe ramiona — hrabia mijał ją zwykle z jedną i tą samą obojętnością.
Zadumany, posępny, siedział w swym tarantasie, pa-
Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/237
Ta strona została uwierzytelniona.