Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/257

Ta strona została uwierzytelniona.

kienki niemowląt. Wszystko to mieszało się razem i cisnęło pod oko.
Młodzi ludzie lub podstarzali donżuani przechadzali się po alejach, z cienkiemi laseczkami w rękach i kwiatkiem w ustach.
Przypatrywali się siedzącym lub przechodzącym kobietom, robiąc przytém impertynenckie uwagi. Damy znajdowały jednak, że panowie ci są bardzo szykowni i w zamian za impertynencye spoglądały filuternie z pod rzęs przyczernionych. Kilka sławnych piękności siedzi w tak zwanéj „owocowéj alei.” Te nie uśmiechają się i nie spoglądają filuternie. Mają swoje sławę i ustaloną reputacyę wdzięków.
Piękna doktorowa, spokojna i niewzruszona, patrzy wielkiemi czarnemi oczami na podziwiające ją tłumy, z powagą królowéj.
Niedaleko niéj, pani X., znana ze swéj ekscentryczności, założywszy ręce po napoleońsku, z całą obojętnością przyjmuje komplementu i aluzye, tyczące się jéj czarnych włosów lub długich na ośmnaście guzików rękawiczek. Same najpiękniejsze, najdziwaczniéj ubrane zebrały się koło owocarni.
Siedzą tam, czekając na adoratorów, ziewając lekko i przyglądając się sobie nawzajem.
Ale od kilku dni przybyła im rywalka.
Tak jest — rywalka, w krótkiéj czerwonéj spódnicy i wyszytéj koszuli. Strój to chłopski, ale bogaty i zrobiony przez Hersego. Wygląda prawdziwie maskaradowo ta hrabiowska mamka, ale oryginalnością ukraińskiego kroju i pięknością twarzy zwraca ogólną uwagę. I teraz siedzi na jednéj z ławek, opierając jednę nogę około białego plecionego wózka, który porusza lekko.