Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/277

Ta strona została uwierzytelniona.

W dziecinnym pokoju został hrabia i Małaszka.
Ta ostatnia położyła dziecko do kołyski, które natychmiast płakać przestało — potém usiadła na nizkim taburecie i bosą nogę oparłszy o biegun kołyski, miarowym ruchem opuszczać i podnosić je zaczęła. Hrabia zbliżył się ku niéj i pochylił się tak blizko, że gorący oddech uczuła na szyi. Ta cisza nocna, to półświatło i ją zaczęło rozmarzać. Była przedewszystkiém kobietą i kamienna jéj wola opuszczać ją zaczęła.
On przeczuł tę reakcyę, był przy niéj blizko, blizko bardzo — jedną ręką objął jéj kibić i starał się ją podnieść ku sobie. Była chwila wahania. Małaszka chciała powstać i zrównać się w ten sposób z obejmującym ją mężczyzną — ale przed jéj oczyma mignęło jak błyskawica szare światło zimowego poranka, a na tém tle zarysowała się niewyraźnie ona sama, klęcząca u kolan hrabiego. On klęknąć przed nią musi, wtedy ona nie stawi oporu, podniesie go łaskawie ku sobie i poda mu usta do pocałunku. Siedziała więc ciągle, ale ręce jéj nerwowym ruchem oplotły szyję hrabiego. Silne i muskularne jéj dłonie zaczęły giąć ku ziemi wysoką postać mężczyzny — on wpatrzony w te zielone oczy, olśniony białością nagiego biustu, bezwiednie prawie ugiął kolana.
Klęknął nie przed chłopką, ale przed czarownie piękną kobietą, w któréj widział urok i niepospolitą harmonię, jaką mało która ze strojnych dam poszczycić się może.
Był u jéj stóp.
Prosił o naznaczenie schadzki — on prosił!
Nie chciała być dłużéj okrutną — osiągnęła swój cel, opór dłuższy nie miał racyi bytu.