Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/286

Ta strona została uwierzytelniona.

Ta kobieta w dziecku tém traciła wszystko, świat cały. Nie kochała nic i nikogo prócz syna swego, — wie działa, że mąż poślubił ją dla jéj posagu — na dziecko przelała całą potrzebę kochania, jaka istnieje w sercu każdéj kobiety. Dziś jedyne jéj ukochanie kona, otrute przez jakąś nędznicę, otrute w niepojętym dla nikogo celu, otrute prostą wódką, któréj ostrą woń wydaje cieniuchna bielizna biednéj dzieciny.
— Ratujcie! ach, ratujcie!... — jęczy nieszczęśliwa matka, włócząc się u nóg doktora.
Dziecko otwiera oczy i spogląda w górę. Wzrok jego błądzi przez chwilę po białym suficie i zatrzymuje się na błękitnéj lampie, zawieszonéj u stropu. Gdy było zdrowe, wyciągało zawsze rączki ku temu łagodnemu światłu i pragnęło pochwycić przejrzyste niebieskie szkło — i teraz wyciąga rączki, i teraz patrzy na lampę, ale po chwili rączki opadają, a oczy nieruchome, martwe, zasłania cień szary i rozszerza je bezmiernie. Ciche westchnienie wyrywa się z piersi, Maryanek nie żyje...
U stóp kołyski klęczą dwie kobiety. Jedna — matka, łkająca głośno i buntem swéj rozpaczy napełniająca powietrze, druga — bezwiedna zabójczyni, zasłaniająca twarz drżącemi rękami.
Ciemnota umysłu, szalona pycha, a nakoniec namiętność, słały téj kobiecie drogę trupami.
Była u szczytu szczęścia — jedna noc zepchnęła ją w przepaść nędzy i występku.


∗                    ∗