Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.

aby ją nie podsłuchano, gdy szeptała ukochane imię; oglądała się dokoła, tak jak skąpiec, gdy liczy swe skarby.
Gdy była małą, słyszała, że koło każdego człowieka stoi biały anioł, dodany mu przez Boga za kierownika, doradcę, przyjaciela. Marysia miała szczególne nabożeństwo do swego anioła. W jéj wyobraźni rysował się on jak wysoki i piękny młodzieniec, ubrany w długą szatę i szeleszczący u ramion wielkiemi, białemi skrzydłami. Stał po jéj prawéj ręce i uśmiechał się do niéj łagodnie. Od pewnego czasu anioł ten przybrał rysy Pawła, ten sam uśmiech, te same oczy... Tak, niezawodnie — był to Paweł, tylko stokroć piękniejszy w białéj szacie i ze srebrnemi skrzydłami. Spływał ku niéj na ciemnym płaszczu nocy i stał przy niéj na straży aż do szarego ranka. Dlatego to dziewczyna wpół senna szeptała „Pawle!” — i wyciągała ręce do tego sennego widziadła.


∗                    ∗

I byłoby tych dwoje pracowało długo, długo obok siebie, nie zamieniwszy ze sobą słowa, gdyby nie jedno sierpniowe południe, które ich złączyło węzłem jasnéj, czystéj miłości. Strudzony Paweł usiadł koło parkanu i skłonił głowę na jednę z wystających belek. Słoneczne smugi światła oblewały złotą łuną postać śpiącego murarza, a po tym złotym pasmie pląsały miryady muszek, zataczając taneczne brzegi. Gorąco było straszliwe. Żar oblewał ziemię. Siedzące nad rynsztokiem grono umilkło wbrew przyjętym zwyczajom. Wszyscy oddychali ciężko, ocierając pot z czoła.