Robotnicy jak na komendę porzucają roboty, cegły, kielnie, sznury i zaczynają schodzić na dół, popychając się wzajemnie. Na rusztowaniu zostaje tylko Paweł wciągający na siebie wolno wierzchnią odzież. Na niższém piętrze stoi Marysia, i złożywszy cegłę, przychyla głowę, pragnąc lepiéj zobaczyć narzeczonego. Paweł widzi ją i uśmiecha się do téj małéj, zabrudzonéj dziewczynki, którą jutro już żoną swą nazywać będzie miał prawo. Widzi ją przez źle spojone deski rusztowania i posyła jéj od ust gorące pocałowanie. Marysi serce zabiło gwałtownie. Nie pocałowali się jeszcze ani razu!... A gdyby!... I w sercu Pawła powstaje ta sama chętka. Są sami — na dole kręci się tłum robotników gwarliwy, hałaśliwy — a oni ponad tym całym światem tylko we dwoje!... Szybko jak błyskawica chwyta młody robotnik gruby sznur zawieszony na wystającéj belce i spadający aż do ziemi. Sznur ten służy do wciągania belek i nieraz już zręczny chłopiec, chcąc poszczycić się swą odwagą, spuszczał się po nim jak błyskawica i w sekundę stawał na dole. Dziś chce zrobić to samo — ale wpierw zatrzyma się na niższém piętrze rusztowania i skradnie z ust narzeczonéj pierwszy pocałunek. Trzymając się rękami sznurów, woła ją ku sobie; dziewczyna przybiega i zaczyna go łagodnie łajać za te niepotrzebne dowody zręczności.
— Możesz spaść, Pawle! — upomina go, uśmiechając się na widok tego silnego chłopaka, zawieszonego na sznurze między niebem a ziemią. — Wejdź na deski...
Paweł jednak stawia warunek: Wejdzie na rusztowanie i zejdzie z nią po wschodach, jeżeli ona pocałuje go natychmiast. Marysia płoni się na samą myśl. Wzbrania się. Paweł przecież ucieka się do sztuczek:
Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/45
Ta strona została uwierzytelniona.