istot; a przecież tak mało kobiet cofa się przed spełnieniem téj czary do dna samego. Trzeba na to wiele silnéj woli, lub tego, co mnie ocaliło.
Ciebie ochrania od pokus modlitwa — mnie od występku osłoniła — jéj łza!
Jéj czysta, srebrna łza.
∗
∗ ∗ |
Było to pod koniec trzeciego z rzędu karnawału, który upajał mnie śmiechem i szaloną żądzą zabaw. Dniem i nocą trawiła mnie gorączka; bezprzytomna prawie przechodziłam z ręki do ręki eleganckich tancerzy, drżąc tylko, gdy dłoń moja dotknęła ramienia.
Coraz chętniéj słuchałam jego namiętnych szeptów, szukałam spojrzeń, pragnęłam zacisznych kątków, ustronnych buduarów.
I przyszło do tego, co się stać musiało.
Wśród woni kwiatów oranżeryjnych, drżąc od nieznanego wzruszenia, dałam mu przyrzeczenie schadzki występnéj, na którą z uśmiechniętą i pogodną twarzą szły prawie codziennie moje przyjaciółki.
Dawniéj, gdy byłam jeszcze dziewczęciem, zdawało się méj zacofanéj główce, że każda zhańbiona kobieta musi nosić na swém czole piętno hańby niezmazane, widome dla wszystkich, strącające ją w otchłań poniżenia.
Tymczasem dokoła mnie śmiały się figlarne twarzyczki występnych żon i matek, a ludzie z dyskretnym uśmieszkiem usuwali się im z drogi, wzruszając pobłażliwie ramionami.