sobie, że pokój ten połączony z kuchnią ułatwi wyjście na ulicę.
W pokoiku tym pali się lampa zawieszona u sufitu. Jéj łagodne światło oblewa niebieskie ściany i czyste białe firaneczki, zawieszone nad łóżeczkiem méj córki.
Ze zwojów białego muślinu uśmiecha się twarz Maryi Panny, a poza obrazkiem widać sporą rózgę, związaną błękitną wstążką.
Tak tu cicho, spokojnie, że szelest mego jedwabnego okrycia razi i przerywa tę dziwną, prawie klasztorną ciszę. Zabawki porozrzucane drzémią w kątach, lalka w krakowskim gorseciku stoi oparta o ścianę. Koło pieca na wyplataném krzesełku siedzi gruba czarna kotka i mruży oczy.
Dziwny to kącik, osłonięty od gwaru świata, ciepło w nim i błogo.
Mimowoli zatrzymuję się i zaczynam spoglądać dokoła. Nie miałam już dawno czasu rozejrzéć się w tym pokoiku.
Bony niema, wyszła widocznie na chwilę — gdzież ona? gdzież córka moja?
Nie widzę jéj nigdzie, a przecież pragnę ją zobaczyć. Jakaś tęsknota nieokreślona ściska me serce — w téj cichéj atmosferze maluchnego pokoiku serce me odczuwa potrzebę drobnéj istotki, która tu życie swoje spędza.
Gdzież ona?
Jest, stoi koło ściany nawpół rozebrana, trzymając w rączce drewnianą laleczkę. Jeden pantofelek zgubiony leży na dywanie, a pończoszka spadła aż na piętę. Jasna, złota główka rysuje się blado na nikłém tle obicia. Stoi przytulona do ściany, milcząca, z oczyma
Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/75
Ta strona została uwierzytelniona.