Już jest przy mnie, drobnemi rączętami obejmuje mą szyję, szepce coś do ucha. Jéj delikatne włoski dotykają méj rozpalonéj twarzy, czuję jéj wątłe ciałko w mych objęciach. Gorącemi pocałunkami scałuję z tych błękitnych oczek ślady łzy, téj łzy, która uratowała mnie od występku.
Zaświeciła mi nagle jak gwiazda wśród ciemnéj nocy, przy jéj świetle ujrzałam poraz pierwszy rzeczywisty spokój i szczęście na świecie.
Gdy bona powróciła, zastała mnie siedzącą na ziemi wśród stosu lalek, katarynek, krówek i tym podobnych bawidełek.
Uszczęśliwiona Helenka z zarumienioną buzią zgubiła drugi pantofelek, ale za to opowiadała mi zajmującą powieść o „komarze, co z dębu spadł.”
Czarna kotka w najlepszéj przyjaźni usiadła tuż przy nas i zielonemi oczami przypatrywała się z wielką ciekawością drewnianéj myszce, wyrzuconéj z pudełka. Dobrze mi było, spokojnie i cicho.
Gdy dziecko moje, położone w łóżeczku, zasnęło, trzymając mą rękę w swych drobniutkich dłoniach, odetchnęłam tak, jak po przebyciu ciężkiéj, śmiertelnéj choroby.
Chorą bowiem byłam, chorą na gorączkę, która mnie bezmyślnie pędząc wśród balowych salonów, omal nie wtrąciła w objęcia kochanka.
Łza mego dziecka mnie uratowała, łza stokroć silniejsza nad wszystkie kraty i przysięgi klasztorne — łza potężniejsza nad prośby i miłosne zaklęcia — łza, któréj namiętność nawet zwalczyć nie potrafi.
Pragnęłaś méj spowiedzi — oto ją masz. Zachowaj ją dla siebie. Gdy wszakże do twéj kraty zastuka obłą-
Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/77
Ta strona została uwierzytelniona.