Strona:Gabriela Zapolska - Blanszetta.djvu/6

Ta strona została skorygowana.

sama i o mało nie umarłam z rozpaczy. Wyłam, jak pies, tak płakałam. Wróciłam do domu bardzo późno, położyłam się w kuchni na ziemi i tak zasnęłam. Nad ranem obudziła mię macocha i każe wstawać do roboty. Ale ja porwałam się i mówię: Nie będę u was nic robić, pójdę do służby, pójdę do ludzi!... I poszłam... Były jeszcze straszne sceny, ale ja postawiłam na swojem. Znalazłam przez znajomych miejsce, zabrałam tę trochę łachów i poszłam się wysługiwać obcym. W dzień to pół biedy. Pracuję, latam z kuchni do ogrodu, to i nie mam czasu myśleć... W nocy najgorzej!...
— Chorujesz?
— Niby. Bo serce mnie okropnie boli i na miejscu uleżeć nie mogę. Żal mi domu, ojca, Filipiny, wrzosów...
— A pana Maurela?
Z oczu Blanszetty popłynęły dwie strugi łez.
— Pewnie, że mi go żal najwięcej. Przytem to okropne to, co on mi powiedział, tam w nocy, pod płotem. — Okradliście mnie! — To znaczy, że i ja!... Żadna Dupont nie była złodziejką! Moja biedna matka, gdyby to słyszała, umarłaby drugi raz. Przecież to macocha pożyczyła od niego pieniędzy. Dlaczego on to do mnie powiedział?
Zdaleka, z za krzaków, z za lasu kukurydzy suka wyć żałośnie zaczęła.
Blanszetta porwała się z ziemi.
— Biche wyje, głodna, pójdę jej dać zupy!
Obciągnęła fałdy spódnicy, która grubym ciężarem zwisała ku ziemi.
— Gorąco! — wyszeptała.
— Masz przecież już dwumiesięczną pensję, pięćdziesiąt franków. Czemu sobie lżejszej spódnicy nie kupisz?
Blanszetta stanęła przede mną i oparła mi rękę na ramieniu.
— Kupić? wydawać te pieniądze? — zawołała — ależ ja poszłam w służbę tylko dlatego, żeby sobie uskładać trochę pieniędzy! rozumie pani?
Spojrzałam na nią smutnie zdziwiona.
Więc i ta się łudzi? i ta jeszcze ma nadzieję!
— Myślisz, że pan Maurel do ciebie powróci, gdy uzbierasz te dwieście franków, które ci rodzice zabrali?
Blanszetta uśmiechnęła się smutnie.
— Nie! ja o tem nie myślę. Jeżeli zbieram pieniądze, to po to, aby...
— Dokończ!