Strona:Gabriela Zapolska - Car jedzie.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.
Stróż.
(który od kilku chwil wszedł i wniósł za sobą długą chorągiew trójkolorową, którą naprawia.)

Czego to się Najjaśniejszy pan niby miał bojać?

Młodsza.

A Jacenty co się to mnie czepia. O! widzicie go!... Niech Jacenty pójdzie i donos zrobi do swego przyjaciela rewirowego. Ja go się strasznie boję ...O je!

Pani.

Róziu! idź do kuchni!... Magdalena także.

(sługi, wzruszając ramionami, wychodzą).


SCENA 4.
PaniStróż.
Pani.

Niech Jacenty wynosi się na balkon z tą robotą.

Stróż.
(siada przy stole, bierze książkę, chwila milczenia. Stróż patrzy na nią — nareszcie mówi)