Ta strona została uwierzytelniona.
Stróż.
Proszę wielmożnej pani — coś muszę powiedzieć.
Pani.
Co?
Stróż.
Wedle tego balkonu.
Pani.
O cóż chodzi?
Stróż.
Tak być nie może. Ani dywana, ani kwiatuszka, ani nic... pan rewirowy bardzo głową kiwał.
Pani.
To zostawiono do woli lokatorów.
Stróż.
Ale to, proszę pani, nam w cyrkule zapaskudzi kamienicę. Pan gospodarz się boi.
Pani.
Za moje mieszkanie ja odpowiadam.