Strona:Gabriela Zapolska - Car jedzie.djvu/47

Ta strona została uwierzytelniona.
Korepetytor.

Jam już wpół martwy ptak — lecz widzę zawsze cię — choć cię zasłania mrok.

(chwilę stoją w milczeniu trzymając się za ręce — słychać turkot, córka nerwowo drgnęła).

Nie drżyj... to jeszcze nie on!
Bądź zdrowa!.. Dzięki ci za twą łagodną dobroć i za to, żeś się obudzić do życia pozwoliła. W nędzy mej, w walce mej z myślą moją, tyś mi była wypoczynkiem i wielką osłodą. Dla biednego i smutnego miałaś szmer złotych słów i dźwięczny srebrny śmiech.

Córka.

Dla drzemiącej i obojętnej mej duszy tyś miał głos, który ścieżki prostuje. Odchodzisz odemnie w mrok — mam zostać sama znów. Straszno mi!

Korepetytor.

Będę zawsze przy tobie... nie lękaj się walki. Tyś już także silna i zbrojna.

(dzwonek)
(ściemniło się prawie zupełnie).

Iść muszę — przyjdę niedługo i... już stąd nie wyjdę Wando! nie wyjdę żywy!