Strona:Gabriela Zapolska - Dlaczego wiary nie mają.djvu/6

Ta strona została uwierzytelniona.

swoim koniu. Wtej nieruchomości była groza olbrzymiej potęgi, gotowej rzucić się na garść zbuntowanych nędzarzy, którzy ośmielili się z nor swych podnieść protest i zażądać soli do suchego chleba i szerszej przestrzeni izb, w których mogliby odetchnąć swobodniej, gdy z głębi ziemi na świat wyjdą.
I najstraszniejsze było to, iż ten pułk nieruchomy był złożony tak samo z chłopów, z ludu, z robotników, oderwanych od roli i zakutych w sołdackie szynele. Oni także w swych jarosławskich, tombowskich guberniach puchli od głodu, jedli słomę ze strzech i drzewo spruchniałe z belek sufitu. Oni wiedzieli, co to są podatki dla cara, batiuszki, oni wiedzieli, ile potrzeba ręcznie krwi serdecznej utoczyć, aby zapłacić krwawy łańcuch podatkowy. I tych chłopów, tych robotników, spędzono tu, na krańce Królestwa, po to, aby zmusili nahajkami innych chłopów, innych robotników do produkcyi węgla, przy którym grzać się miała część społeczeństwa uprzywilejowanego, nie zajmująca się jednak myślą, kosztem jakich wysiłków i jakiej krwawej pracy węgiel ten z ziemi wydostawanym bywał.
Och, ten węgiel grzał i oświecał, ale nie tych, którzy go pokrwawionemi pazurami z głębin rozpalonej ziemi dobyli! Dla nich było tylko parę groszy, tyle tylko, aby nie zginęli z głodu i mieli na kieliszek wódki, pozwalający im na chwilę zapomnieć, że i oni ludźmi się porodzili.

(Dok. nast.)