GABRYELA ZAPOLSKA.
I ponad tym legionem strajkujących roboczych Polaków i nad tym pułkiem rosyjskich sołdatów, drżących od jesiennego deszczu i chłodu, unosiła się straszna, niezmierzona potęga, która zdolna była tyle ludzkich istot ujarzmić i zmusić do posłuszeństwa. Batiuszka-Car jest dobry i mały, ot, pół dziecko o błękitnych oczach i niedbałych ruchach źle wychowanego chłopca, a jednak jest to olbrzym, którego ramiona, złożone z tysięcy żandarmów i czynowników, grają na duszach ludzkich, w okowy je pętają i do swych celów nakłaniać umieją.
I ludzi na ludzi wypuszczano, jak psy na jelenie, tresowano, i za pomocą nahajek lub pod groźbą kul, skazywano domagających się lepszej zapłaty do schodzenia znów pod ziemię, gdzie czekała ich krwawa praca, ciemność wieczysta i wczesna śmierć w płucach przekrwionych.
Sztygar, stojący przed domkiem i posłyszawszy słowa Piotra:
— Wy się chowacie po kątach, gdy do was strzelać będą! — porwał się i pobiegł ku drzwiom. Pchnął je i wszedł do wnętrza izdebki. Piotr sądził, że go sztygar rozjątrzony uderzy. Stanął w pozycyi obronnej. Tosamo widocznie sądziła i Julka. Lecz sztygar, który był najgorliwszym agitatorem strajku, nie miał na myśli