Strona:Gabriela Zapolska - Do oddania - na własność.djvu/12

Ta strona została skorygowana.

— Nie... zostań!
— Jeść chcę!...
Malicka umilkła. W domu, oprócz chleba i szmalcu, nic nie było. Wiedziała, że Kazik chleba jeść nie będzie.
Zawiązała Mazi na głowie barasową chustkę i wzięła ją na rękę. Wolała wynieść sama dziecko, niż żeby je wynoszono. Przyszedłby jej na myśl pogrzeb i karawaniarz z trumienką pod pachą. Postąpiła ku drzwiom, te otwarły się nagle na rozcież i stanęło w nich dwoje ludzi.
— To tu! — wyrzekł mężczyzna.
— E... gdzie zaś — odparła kobieta.
— Moja pani! czy tu dzieci rozdają?
Malicka już oswoiła się z tem pytaniem.
— Tak panie, tu...
Mężczyzna zwrócił się ku kobiecie, ciągle stojącej u progu.
— A widzisz!...
Weszli oboje, on duży, silny, otyły, w kaloszach olbrzymich i szaliku włóczkowym na szyi, ona w tumakowym kołnierzu, spadającym aż do pasa, palcie syberynowem, na którem świeciły się wielkie lawowe guziki. Oboje byli niemłodzi, pomimo tuszy, życiem sterani, co zwłaszcza w oczach kobiety silnie czytać się dawało. Tylko mężczyzna miał w sobie humor dzielnego pracownika, któremu nieprzespana noc „furdą” się wydaje. Obejrzeli się dokoła, jakby szukając czegoś.
— A co tu tak ciemno?
Malicka czuła się odrazu wobec tych przybyszów inaczej usposobioną, jak wobec damy, która uprowadziła Gienię. Jakaś hardość ogarniała ją. Czuła się wyższą od tych „łyków”, co nieśli z sobą woń tłuszczu, długo gotowanych warzyw i kamfory.
Nie odpowiedziała wiec nic na zapytanie mężczyzny, który przeczekawszy chwilkę, ciągnął dalej:
— My tu po dziewczynkę...
Malicka nerwowo Mazię przytuliła do piersi.
— Stało w Kurjerze, że blondynka i lat osiem... — dorzuciła kobieta.
— Niema już, wzięta! — odrzekła Malicka.
— A widzisz!... mówiłam ci, spóźnimy się!
— Ha!... to szkoda!... widzi pani, żonie mojej koniecznie się uwidziało wziąć dziewczynkę, więc jużem przystał...
Nie dokończył, urwał, nagle w środek pokoju wpatrzony.
— A to ci chłopak, jak rzepa!... — zawołał na widok Kazika, który szeroko nogi rozstawiwszy, przypatrywał się nowoprzybyłym.