Strona:Gabriela Zapolska - Do oddania - na własność.djvu/16

Ta strona została skorygowana.

czołem w kolano i zanim się opatrzeć mogła, już był za drzwiami, chichocząc się i następując na kalosze Świątkowskiego.
Drzwi się za niemi zamknęły i Malicka pozostała sama z Mazią, która cichutko siedziała na jej ręku, obejmując matkę za szyję.
— No!... teraz twoja kolej — wyrzekła wreszcie Malicka i powoli, sztywnym krokiem automatu wyszła do sieni, zamykając drzwi za sobą.
Gdy schodziła ze schodów, maluchne dziecko zdawało się jej ważyć setki funtów. Szła jednak prosto, patrząc wciąż przed siebie.
Na ulicach, w leniwem świetle zapadającego dnia błyskały powoli płomyki gazu, tworząc we mgle wilgotnej i szarej, blade plamy o żółtym, ospałym ośrodku.


∗                    ∗

Późnym już wieczorem wróciła Malicka do domu.
Była sama. Mazia pozostała u wdowy, która odrazu przylgnęła do tej ślicznej, ciemnowłosej dzieciny. Malicka była świadkiem, jak wykąpano, wytarto, uczesano maleństwo. Jak potem owinięto w flanelę, karmiono mlekiem i biszkoptami, i jak uśmiechnięte, śliczne, zaróżowione ułożono do snu na czystej i wygodnej pościeli. Wtedy Malicka wyszła, unosząc z sobą wspomnienie ostatniego pocałunku, położonego na czole córki. Widziała i czuła, że wdowa pragnie najgoręcej pozostać sama z dzieckiem i zacząć używać praw macierzyńskich, które w swem smutnem wdowieństwie na zawsze straciła. Mazia spała spokojnie, nasycona i znużona ciepłą kąpielą. Malicka chciała otulić ją kołdrą, jak to zwykła czynić co wieczór, okrywając ją w domu łachmanami.
— Już ja ją sama otulę — wyrzekła wdowa z uśmiechem.
Ręka matki opadła.
Kobieta ku drzwiom się cofnęła.
— Ja tu jutro jeszcze zajrzę.
— O! nic pilnego! — wyrzekła wdowa — lepiej trochę później, niech się dziecko odtęskni, przyzwyczai!
— Dobrze, to przyjdę później.
I wyszła.
Idąc przez ulicę, nie płakała wcale.
Dziwiła się tej zaciętości swej. Zamiast serca, miała jakąś bryłę, jakiś kamień. Nie czuła bólu, nerwy w niej zastygły. Nie zdawała sobie sprawy z tego, co się stało. Interesowała ją nawet liczba latarń, zawieszonych daleko — we mgle ulicznej.