Strona:Gabriela Zapolska - Do oddania - na własność.djvu/2

Ta strona została skorygowana.

W ciemni i ciasnocie tej izby, w której okienko, z jednej szybki złożone, niknęło wśród cienia, pochylona nad stołem kobieta, przekrzywiając głowę, ściskając wązkie i wybladłe wargi, zgrabiałemi od chłodu palcami kaligrafowała:
— Do oddania — na własność. Dziewczynka lat ośmiu, łagodnego i miłego charakteru, jasno-blond włosów, ciemnych oczu...
Zatrzymała się nagle, szukając w umyśle, coby dodać mogła jeszcze i po chwili opuściwszy głowę, pisała:
— Dobrego urodzenia, wiary rzymsko-katolickiej — do oddania — na własność.
Teraz wzrok jej pobiegł w kąt pokoju, w którym żółcił się snop jasnych włosów, rozwichrzonych na kłębku ciemnej odzieży, w kształt poduszki zwiniętej. Z pod tej masy jasnozłotej, rozpływającej się w przestrzeni srebrnawemi tony, jaśniał kraj twarzyczki ku ścianie zwróconej.
Dziewczynka spała niespokojnie, drgając co chwila, jak istota silnie zdenerwowana. Jedna ręka, w długi barchanowy rękaw spowinięta, chwyciła się kurczowo krańca barłogu. Druga niknęła pod strzępami watowanej kołdry.
Malicka patrzyła chwilę w ten kąt, lecz oczy jej były suche i szkliste.
Z determinacją pochyliła się znów nad stołem.
— Tamże, chłopczyk lat pięciu, ładny, silny, wiary-rzymsko-katolickiej, dobrego urodzenia — do oddania — na własność. Tamże, dziewczynka lat dwóch, brunetka — do oddania — na własność.
Skończyła.
Nie przejrzała wszakże tych kartek, lecz złożyła je pośpiesznie i spiąwszy je szpilką, przyczepiła do podszewki od swojej spódnicy.
Poczem wsunąwszy ręce w postrzępione rękawy kaftana, stała tak około stołu nieruchoma, w kąt, w którym spały dzieci, wpatrzona.
Deszcz siekł szybkę tkwiącą w kącie, w szyi długiej, zagłębionej w murze, po dachu płynęły szemrzące strugi i ściekały w rynnę z łoskotem kaskady. Jesienna noc, brudna, smutna miastowa noc wydzierała ludziom duszę z piersi, szamocącą się jak skrzydła nietoperzy tęsknotą...
W noc taką suchotnicy kaszlą, a samobójcom żyć się nagle zachciewa...