pasterce i długich rękawiczkach, ten sam pan rządzca tu, w mieście, stawał się ordynarnym chłopem, ekonomskim synem, a wnukiem gospodarskim bezczynnym, zrozpaczonym, pijącym to co pod rękę podpadło, z zadatkami na nałogowego pijaka. I nigdzie nie mógł zagrzać miejsca ten Malicki butny, hardy, ledwo ogładzony, imponujący ludziom ostrą, rosohatą czupryną i niekarnym temperamentem. Panom w oczy butnie patrzył, nie ustępując, rezonując, wystawiając na pokój nogę, obutą w gruby, niekarny but z podkutą podeszwą. Właściciele wsi usuwali go szybko, zwykle po gwałtownej scenie i tak, powoli został się bez miejsca z ową wykradzioną w chwili fantazji żoną i trojgiem dzieci. Malicka pracować zaczęła, szarpiąc się w kole ciasnego swojego wykształcenia, kalecząc ręce nad szydełkowemi robotami, które z krwią nabiegłą do skroni kończyła, wtulona w szyję muru pod szybką okienka. Oprócz tego pracowała w sekrecie u żony gospodarza, przygnieciona wstydem i pełna jeszcze obywatelskości swojej. Nie mogła zgodzić się na zostanie sklepową, czułaby się za ladą zanadto poniżoną. Dzieci drżały z zimna i nudów w ciasnej i ciemnej izbie, ledwie odziane, dodzierając jeszcze reszty łachmanów, przywiezionych ze wsi. Wreszcie długi w sklepikach wzrosły, gospodyni wyjechała do Wiednia, zapotrzebowano mniej chustek harasowych i Malicka stanęła u kresu swojej nędzy. Cały tydzień walczyła, żebrała nieledwie w sklepiku o trochę kartofli, kaszy, nafty, aż wreszcie z oczyma suchemi, z ustami zaciętemi zasiadła do napisania owej kartki.
— Do oddania — na własność...
Jaką Kalwarję przebyć musiała w tej nocy jesiennej ta kobieta, prawie od bólu zmartwiała, wiedziała ona jedna tylko, stojąc tak ze skulonemi rękami, z oczyma powleczonemi mgłą szklistą! Nagle myśl jedna przeszła jej przez umysł i dręczyć zaczęła uparcie. Nie ma ani grosza... za co umieści ogłoszenie. Jednak przypomniała sobie, że mąż rozbierając się zadzwonił miedziakami w kieszeni surduta. Nie może być tego wiele, zawsze jednak cokolwiek... resztę ci panowie z Kurjera darują albo może zborgują. Będzie prosiła!... już i tak prasując na dnie razem ze sługami, wszystkiego wstydu się wyzbyła! Cicho więc, ruchem widma posuwa się do łóżka i sięga do odzieży męża, zrzuconej niedbale na sosnową poręcz. Lecz Malicki przeczuwa jej ruchy. Kopie silnie deski łóżka i ochrypłym głosem woła:
— Nie ruszaj!... to moje!...
Strona:Gabriela Zapolska - Do oddania - na własność.djvu/4
Ta strona została skorygowana.