śmiertelnej agonii zwierzę, które wyciągało rozpaczliwie pazury, broniąc się przed żelazną dłonią, co mu druzgotała szyję w potwornym, bezlitośnym uścisku. Lecz Maksym głodny i nędzny nie puszczał swej zdobyczy i zwierzę krwiożercze tryumfowało w nim zadowolnione ze śmierci tego drugiego krwiożerczego zwierzęcia, którego pysk ociekał jeszcze posoką szczurzego trupa na przełaju złowionego. Często chłop długo gonił po pustych kątach uciekające i wystraszone koty. Rwały się one po ścianach, drapiąc pazurami odpadające obicia. Chłop bosemi nogami dudnił po podłodze, czaił się, zwijał w kłębek, biały w swej parciance z rudawą brodą, opadającą kudłami na wyschłe piersi. Była to ohydna pogoń za żerem, za trochą krwi, tłuszczu i muskułów, potrzebnych do odżywienia innej krwi, innego tłuszczu, innych muskułów...
Oczy Maksyma świeciły jak dwie źrenice wilka pędzącego po śniegu za czarną plamą znikających na zakręcie sanek.
Naprzeciw niego cała masa fosforycznych światełek migotała w szalonym ruchu.
Koty szarpały się po kątach, zatapiapiając ze strachu pazury w swe własne ciała.
Na dworze tymczasem księżyc świecił srebrnym, dziewiczym blaskiem a drzewa szumiały łagodnie, szepcząc pacierze.
Czasem, gdy wielka była cisza, zaświergotał słowik i rzucił ku błękitno srebrnemu niebu całą ruladę posiekanych drobnych nutek...
I zdawać się mogło, że to w oddali rusałka się śmiała a nie ptak śpiewał.
∗ ∗
∗ |
Pan Okiński zdecydował, że trzeba koniecznie nowy dwór postawić.
Nie dwór, lecz coś nakształt pałacu.
Pan Okiński bowiem ma trzy wsie i dwie kolonie. W jednej wsi las dębo-