Strona:Gabriela Zapolska - Dwóch.djvu/3

Ta strona została skorygowana.

wy, wspaniały, jeszcze niedobrze wyrosły, ale już od czasu do czasu zachodzą żydzi i dęby macają.
Pan Okiński głową trzęsie, fajkę ciągnie i z żydów się śmieje. Zapewne, las sprzeda, ale jak na to pora przyjdzie! Dęby się wystać muszą. Nie uciekną. Pan Okiński gospodarstwo leśne według siebie prowadzi. Wie kiedy ciąć, kiedy — nie. Dosyć już lasów w swojem życiu nasprzedawał a pieniądze do banku złożył. Pan Okiński nie trwoni bowiem groszy. Ot i teraz buduje sobie dwór nie dwór, pałac nie pałac a budowniczego nawet nie sprowadził. Sam plan nakreślił, kosztorys zrobił i teraz robotami kieruje. Wprawdzie wypadły wewnątrz domu trzy pokoje ślepe, bez okien i rozmaicie tam było z liniami i obliczeniami rozmiarów, ale p. Okiński uparcie trwał przy swojem. Z czworogrannego budynku, pociętego masą drobnych okienek, dźwigała się w górę okrągła wieża zębata i groźna. Na froncie domu zostawiono miejsce na herb lub poprostu — datę roku. Pan Okiński wahał się jeszcze, nie był pewny, czy herb umieścić należy. Czasem bowiem miał chwilę chłopomanii i był demokratą z dziada pradziada. Lecz trwało to krótko, przechodziło — ot, jak fantazya niczem nieusprawiedliwiona.
Lecz co do liczby pokojów, cyfra wyraźnie oznaczoną została. Zdecydowano ją na wieczornych posiedzeniach, wygrzewając się koło kominka wśród kłębów fajczanego dymu. Wszyscy brali udział w tej naradzie, nawet pani Okińska, która odłożyła na chwilę „Bluszcz“, nawet Szmul arendarz, nawet rezydenci, dogorywający po kątach, do których nie dochodził blask płonącego na kominku ognia.
Pokoi tych miało być trzydzieści dwa!
Wyraźnie trzydzieści dwa!...
Gdy pan Okiński pierwszy raz tę cyfrę wymówił, spojrzał z tryumfem po obecnych. Nastąpiło milczenie. Cyfra zaimponowała. Pierwsza pani Okińska westchnęła i cichutko wyrzekła: