Strona:Gabriela Zapolska - Dwóch.djvu/5

Ta strona została skorygowana.

się swobodnie. Gdybym dłużej tak pozwolił wam się dusić w tych kilku klitkach, byłbym zbrodniarzem...
I tu Okiński uderzył się pięścią w piersi aż jęknęło.
— Jak Boga kocham!...
Rozstawił szeroko nogi, podjął poły szlafroka i zaczął się wygrz wać a mówił ciągle i tak dużo, że mu aż fajka zgasła. Według niego, złe mieszkanie, ciasnota, szczególniej podczas snu, zabójczo oddziaływała na organizmy. Rozgadał się, przytaczał fakta, unosił się, napadał na żonę, która w milczeniu przysłuchiwała się jego mowie i wreszcie zakończył:
— Tak, panie dobrodzieju!... gadajcie co chcecie a ja wam powiadam, że tylko zwierzęta kupą się gnieżdżą... ludzie powinni mieć uczciwe i szerokie mieszkania, inaczej, panie dobrodzieju, lepiej zaraz się w trumnę położyć...
Szmul chrząkał w kącie i pejsy kręcił. Rezydenci, przybici i śpiący, potakiwali słowom swego dobrodzieja, „panienka“ chwytała na drut spuszczone oczka, pani Okińska nieznacznie „Bluszcz“ czytała.
Tylko jeden Józio słowa ojca w siebie chłonął i mimowoli już z pogardą patrzył na ciasny salonik, w którym gnieździli się w tej chwili wszyscy, jak kury kojcem przykryte.

∗                    ∗

Od tej chwili chłopak zaczął się interesować budową nowego domu i bezustannie latał na grunt i w gromadę robotników się mieszał. Jedynie tylko, gdy dojrzał zdaleka linijkę ojca zaprzężoną w siwego konia, uciekał w krzaki ożyn i tam, opychając się jagodami, czekał aż ojciec swą codzienną wizytę skończy i do domu odjedzie. Często ta wizyta przeciągała się długo. Szmul, ekonom, leśniczy jeden, drugi — to znów ktoś z sąsiadów przybywali razem z panem i długie odbywały się narady nad tym lub owym gwoździem, przepierzeniem, długością ściany. Wszystkim imponowała ilość pokojów. Trzydzieści dwa!