Strona:Gabriela Zapolska - Dwie.djvu/11

Ta strona została skorygowana.

szą niecierpliwością, wydając się jeszcze żółtszą i bledszą w świetle wysoko zawieszonej lampy. Zmieniła niebieski szlafroczek na biały, wyrurkowany kaftanik i z szerokich rękawów wychylały się teraz do łokcia jej ręce, białej anemicznej blondynki.
Spojrzała na matkę i na męża, silnie zniecierpliwiona.
— Po co ją oddalać? — wyrzekła wreszcie przyciszonym głosem — niech zostanie... możnaby ją zatrzymać na mamkę. to biedna dziewczyna!..
Furkowski podniósł ze zdziwieniem głowę. — Starsza pani otworzyła szeroko oczy i spojrzała uważnie w twarz Michasi.
— Na mamkę? — zawołała — na mamkę takiego latawca! Żeby dziecko z niej jeszcze złe skłonności wyssało?... Michasiu!... co ci to? Opamiętaj się! A toż takie rozpustnice rózgami siec a nie darowywać i jeszcze się z niemi cackać. Widocznie jesteś chora i masz gorączkę, skoro możesz mówić takie potworne rzeczy!... Zdawało mi się, że wszczepiłam w ciebie uczciwe zasady i całem życiem dałam ci przykład, czem życie uczciwej kobiety być powinno!... Żeby już raz z tem skończyć, idę natychmiast do kuchni, zrobię z Hanką obrachunek i każę się jej od jutra wynosić. Musi przecież jeszcze przez dzisiejszą noc porządek w kuchni zrobić i wszystko poszorować. Nalejcie mi herbaty i posmarujcie rogalik. Zaraz wracam!
Weszła do kuchni i słychać było podniesiony głos jej, lecz wyrazów rozróżnić nie było podobna. Z początku widocznie Hanka próbowała się zapierać, bo słychać było od czasu do czasu:
— Ale, jak Bozię kocham!...