Siedziała zgarbiona, skulona, opuściwszy ręce po obu stronach krzesła, dźwigając z trudem swe ciało, obarczone ciężarem przyszłego macierzyństwa, które anemicznie, lecz prawidłowo rozwijało się jak kwiat sztucznie wypielęgnowany bez słońca i bez szerokiej przestrzeni.
Tymczasem Furkowski, dumny i zuchwały, włożywszy teraz ręce w kieszenie od kurtki, spoglądał na żonę z pieczołowitością, w której przebijała się spora doza egoizmu. Ten spodziewany wkrótce potomek przejmował go rozkoszą niewymowną. W fabryce, w której był buchalterem, wiedzieli o nim wszyscy, zacząwszy od dyrektora, skończywszy na robotnikach. Od chwili obwieszczenia wielkiej nowiny, Furkowskiemu zdawało się, iż urosł w oczach wszystkich. Chodził powoli, stąpał ostrożnie, tak był przejęty stanem żony. Chwilami gdy siadał za biurkiem, usuwał delikatnie krzesło. Zdawaćby się mogło, że on a nie Michasia ma zostać matką. W domu otaczał żonę najtroskliwszemi względami, dogadzał jej, podniecony silnie spełnieniem się jego najdoskonalszych marzeń, to jest — posiadaniem... pełnej rodziny.
Zwykła podjazdowa wojna pomiędzy nim i „starszą panią“, matką Michasi, milczącą ugodą przeszła obecnie w zawieszenie broni. „Starsza pani“ bowiem zanadto była przejęta ważnością chwili, aby zwracać uwagę na zięcia. Cała jej myśl zwrócona była obecnie na dogadzanie i pieszczenie Michasi, na robienie setek metrów powijaków, zbieranie starej bielizny i wyszukiwanie hygienicznej a „uczciwej“ kołyski.
Pomiędzy tym dwojgiem, Michasia zachowywała się jak mały bożek, pozwalając się pieścić i dogadzać swym kaprysom, przesadzając swój stan cho-
Strona:Gabriela Zapolska - Dwie.djvu/2
Ta strona została skorygowana.