Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/10

Ta strona została skorygowana.

delikatnej lubości to słowo samo zawiera!... Pokojówka!... Pokojówka!... Chciałabym wiedzieć, gdzie się takie rzeczy praktykują. Nie u nas, dzięki Bogu... może tam w bezbożnej Francyi!... nie u nas! nie u nas!...
Głowa jej drżała i przechylała się nerwowo to na jedno, na drugie ramię.
Z obramowania czarnego koronkowego czepka wysuwała się twarz dziecięco mała, pomarszczona, z oczami blado błękitnemi o zielonawym odcieniu. Twarz ta już o kilka kroków wyglądała jak plama ciała, nic na niej rozróżnić nie było podobna, brwi zanikły, wargi nie odcinały się, nos rozpłynął się wśród pomarszczonych policzków.
Jedynie czoło, gładkie nad podziw, białe, zasnute siwemi rzadkiemi włosami ciągnęło wzrok ku sobie. Było to uparte czoło zatęchłej w romantyzmie istoty, czoło poetycznej dziewicy, które przeszło niemal przez wiek cały gładkie i bezduszne, nie marszczące się na owe „bóle“, które poeci dokoła niej śpiewali.
Ubrana w czarny, skromny kaftanik mantynowy z wązką tasiemką frywolitek dokoła pomarszczonej i długiej szyi, w spódnicy szerokiej i długiej, Bednawska siedziała prosto na brzegu fotela, opierając stopy o pręciki małego stoliczka, na którym stała szkatułka z metalowem okuciem.
Z okna, z którego odsłonięto firankę, płynęło szare zimowe światło, bezbarwne i ciche. Obejmowało ono całą postać staruszki łagodnym blaskiem i opływało cały pokój, wypełniając go jakby białawym oparem.
Błękitne obicie ścian i niebieski atłas kołder pokrywających łóżka topniał, tracił swoją naiwną wyrazistość w tem świetle smutnem i bez żadnego