Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/111

Ta strona została skorygowana.

Dlaczego w tej chwili czuła do tego człowieka odrazę? On, jakby cudowną intuicyą odgadując jej myśli, wyrzekł nagle wśród tej smutnej ciszy, przerywanej tylko turkotem powozu:
— Dlaczego pani wobec ludzi jesteś dla mnie o wiele lepszą, niż wtedy, gdy jesteśmy sami. Ona milczała chwilę. Nie umiała znaleźć odpowiedzi, wreszcie ramionami po swojemu wzruszyła.
— Nie wiem! — rzuciła.
— Lecz ja wiem — wyrzekł z goryczą Fajfer — przy ludziach ja jestem dla pani akcesoryum, potrzebnem do udawania namiętności, wreszcie nawet jedną z tych „małp mojej żony“, z których pani drwisz bezustannie a o które pani chodzi, jak o własną duszę... Co panią obchodzi, że taka „małpa“ wzięła na seryo pani uśmiechy i spojrzenie... o nie słowa!... bo pani słowami odtrącasz, podczas gdy oczami ciągniesz ku sobie!... I dziś, patrz pani, co się ze mną dzieje, jestem niezdolny do pracy, niezdolny do życia... dniami i nocami myślę o pani, włóczę się pod twemi oknami!... Jestem dzieckiem, sztubakiem, jak mnie pani nazywa... niech i tak będzie, kocham też panią po sztubacku, całem sercem, duszą, rozumem. Ja się męczę... ja konam... ja płaczę!...
Helena siedziała nieporuszona.
Słuchała tych słów Fajfra i nic innego nie wpadało jej do ucha, jak to, że mówił cienkim dyszkantem. Zaczęła ją minować nagła wesołość. Bała się spojrzeć na niego, gdyż czuła, że parsknie śmiechem. W jednej chwili ogarnęła okiem całą sytuacyę. Wydała się jej niezmiernie śmieszną. Fajfer usiadł teraz na przedniem siedzeniu i Helena miała przed sobą jego kolana, długie, chude, szpiczaste, wystające z pod pół zniszczonego palta.