— Ależ dobre uczynki należą zawsze do tych, które nie spełniają nam osobistej przyjemności.
— W takim razie nie są dobrymi, bo każdy powinien dbać przedewszystkiem o swoje zadowolenie.
— Zkąd ty to wzięłaś? Czy i to z twego katechizmu?
— Tak, i to z pierwszej stronicy.
Heglowa, zdziwiona patrzyła na Helenę, która z najwyższym spokojem piła herbatę, przyglądając się ciągle łyżeczce.
— Katechizm twój różni się dosyć od słów Pisma!...
— Przepraszam, kochaj bliźniego swego, jak siebie samego — znaczy: oznacz przedewszystkiem normę swej miłości dla siebie a potem według tego staraj się zastosować twą miłość dla drugich!...
— Zaczynam uważać, iż coraz więcej stajesz się paradoksalną i nakręcasz wszystko do swego użytku.
— Moja droga, życie to także wielki paradoks!
Obejrzała się po pokoju.
— Hegiel ci jeszcze nie odesłał mebli?
— Nie, nie upominam się o nie!
— A posag?
— Nie pomyślałam o tem. Słyszałam jednak, że mówi, iż niema ani grosza, że wszystko straciliśmy wspólnie.
— Niech ci wyznaczy pensyę.
— Za co?
— Byłaś jego żoną!
— Więc za to ma mnie utrzymywać? Teraz pozwól, że ja coś zaczerpnę z mego katechizmu.
Usiadła naprzeciw Heleny i, oparłszy twarz na dłoni, mówić zaczęła:
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/115
Ta strona została skorygowana.