stokroć więcej jest mężczyzn, sprzedających się dla posagów żon.
— I cóż ztąd — podjęła żywo Heglowa — czy to zmienia w czemkolwiek postać rzeczy, jeśli mężczyźni postępują niegodziwie, czy to nas w czemkolwiek uniewinnia? Czy nie jesteśmy równie odpowiedzialne za owe czyny, jak oni? Czy nie stanowimy odrębnych indywidualności! Nazwano nas płcią słabą... fizycznie — zgoda! Ale moralnie jesteśmy silne bardzo, silne zarówno w złem, jak i w dobrem... silniejsze od mężczyzn... bądź o tem przekonaną!...
Umilkła na chwilę a twarz jej, pobladła cokolwiek, ożywiła się, ciemne oczy jaśniały prawie złotą barwą.
— Raz jeden trzeba — zaczęła znowu — aby między nami i nimi nastąpiło zupełne równouprawnienie! O, nie pod względem stroju i zajmowania krzeseł w parlamencie, lecz równouprawnienie jako ludzi, czyniąc nas odpowiedzialnemi nawet za nasze zbrodnie i występki. To pobłażanie litosne, to rzucanie nam „to kobieta!...“, jest dla nas obelgą! Prawo nawet, otaczając nas w pewnych razach opieką, zmuszając do zapłaty za honorowe spełnianie urzędu małżonki, to znów traktujące nas jak wiecznie małoletnie, czyni nam najdotkliwszą krzywdę. Jeżeli separacya przyzna mi jakąś kwotę ze strony Hegla... możesz być pewna, że ją odrzucę. Zdaje mi się jednak, że wbrew mej woli uczynić tego nie mogą!
Obejrzała się po pokoju pustym i zaledwie w kątach trochę zapełnionym łóżkiem żelaznem, kilkoma krzesłami, umywalnią i starą szafą.
— Do życia potrzeba mi niewiele, spać można równie dobrze na żelaznem łóżku, jak na łóżku
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/117
Ta strona została skorygowana.