rek“, mówiącego w ten sposób — śmiałby się serdecznie.
Twarz Borna powlekła się cieniem smutku.
— Znów powracamy do błędnego koła — wyrzekł zmienionym głosem — znów pani przypisujesz pracom moim złe i nieuczciwe zamiary!
Lecz Helena miała od kilku chwil wyraz gniewu wyryty na twarzy. Patrzyła bystro na Heglową, której piękny profil rysował się dokładnie, oświetlony wązkim białym świetlanym konturem, na Borna tak ożywionego i zdającego się odżywać w tem skromnem, szarem i biednem mieszkaniu na tę ciszę spokojną bez trosk o stroje, wydołanie życiu nad stan i zda się bez moralnego rozstroju.
Wszystko to zaczęło szarpać dziwnie jej sercem, czuła, iż jest tu intruzem, że słowa jej dzwonią źle, fałszywie, że twarz jej musi wydawać się brzydką i nieharmonijną w tej całości.
Szybko wsunęła ręce w kieszenie palta.
— Odchodzę — wyrzekła, zwracając się ku drzwiom.
Raz jeszcze spojrzała na Heglową i Borna; jakaś myśl przewinęła się jej przez umysł, gdyż uśmiech ironiczny rozjaśnił jej usta.
— Pan mnie odprowadzi? — zapytała nagle miękim i pieszczonym głosikiem.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
— Często pan bywa u Jadzi?
— Bardzo często!
— Dziwna kobieta!
— Nie dziwna kobieta, lecz kobieta-człowiek, w całem tego słowa znaczeniu!
Helena zesznurowała usta pod cienką osłoną woalki.