Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/126

Ta strona została skorygowana.

szym sposobie życia, nie mogłabym się później pogodzić z mojem otoczeniem!
— A któż pani każe się z niem godzić, kto? Od lat czterech żyjesz pani w ciągłej rozterce z tem, co cię otacza, zaczynając się teraz jedynie powoli zgadzać z trucizną, którą to otoczenie wytwarza. Przywykniesz do tej trucizny i stanie się z ciebie szkodliwe i jadowite zwierzę... zanim to nastąpi, opuść dom, który ci nie daje tego, co dom męża dać powinien! Rozstań się z mężem!
Oboje zatrzymali się równocześnie. Stali teraz na rogu placu Teatralnego i kilka lamp rewerberowych oświetlało jaskrawo ich twarze. On był trupio blady, jak człowiek, który stawia w tej chwili los życia na jedną kartą, ona trzymała oczy uparcie spuszczone w ziemię, kryjąc podbródek w wysoko podniesionym kołnierzu paltota.
Born pochwycił jej rękę.
— Zechciej mnie zrozumieć — wyrzekł gorączkowo — nie występuję w tej chwili w roli twego uwodziciela, nie jestem człowiekiem, który dla własnych celów rozbija w puch ogniska domowe. Małżeństwo, które złączyło uczucie i które uczucie to przechowuje do zgonu, jest dla mnie dowodem wzniosłej piękności i tryumfującego udoskonalenia. Lecz to, czem jest twoje małżeństwo, to hańba i plaga społeczna, to podniecanie się wzajemne do szkodliwości dla ogółu, to parawan wiarołomstwa i obłudy. Co robisz pod jednym dachem z tym człowiekiem, co cię wiąże? Dajesz mu trochę pieniędzy, któremi on obraca, a on ci nawzajem wypożycza swe ramię, gdy wchodzisz do sali balowej i nazwisko mężatki, gdy w oczach świata udajesz nędznicę, którą nie jesteś, którą ty być nie możesz! Frymarka to straszna, targ to