Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/127

Ta strona została skorygowana.

bezczelny i jawny, a mimo to tolerowany codziennie, przyjmowany przez ludzi z uśmiechem na ustach!...
Ściskał jej rękę w gorącem uniesieniu, głos mu drżał, słowa konały na ustach.
— Wiem, co przez umysł twój zatruty przechodzi w tej chwili — wyrzekł po kilku sekundach milczenia — myślisz: Born kocha się we mnie i zuchwale proponuje mi porzucenie męża, aby później skorzystać z tego. Mylisz się, nie kocham cię, tak jak ty sądzisz, i gdyby to koniecznem dla przywrócenia ci wiary w uczciwość ludzi się okazało, gotów jestem przysiądz ci, że nigdy cię nawet widzieć nie będę... Czy ci to wystarcza... czy chcesz, ażebym ci przysiągł?...
Lecz ona szybko miękim ruchem położyła mu rękę na ustach.
— Nie przysięgaj — zawołała — bo... niedotrzymasz!...
On brwi zmarszczył i w jednej chwili wzruszenie jego zniknęło.
— Drwisz pani, jak zawsze? — zapytał.
Lecz ona odparła wśród przymuszonego śmiechu i łkania:
— Nie, nie drwię, przeciwnie, jeśli żartuję, to jedynie dlatego, aby nie wybuchnąć płaczem, nie przytulić się do twojej piersi i nie pójść za tobą w tej chwili!...
— Nie, nie — zawołał Born, odsuwając ją prawie od siebie — nie tak, nie tak, byłoby to skorzystanie z chwilowego rozdrażnienia pani. Nie jak dziecko, wiedzione na pasku, nie jak kobieta, ciągnąca za sympatycznym dla niej mężczyzną, lecz jak człowiek odpowiedzialny i świadomy swych czynów, powinnaś pani przystąpić do tego kroku.