— Idź mi po „Monte-Christo“, albo po „Naszyjnik królowej“.
Helena powstała powoli.
— A może coś George Sand dla odmiany — zaczęła, zbierając dokoła swych wysmukłych bioder rozrzucone fałdy flanelowego szlafroka.
— Niechcę George Sanda — oponowała Bednawska — zanadto wiele fantazyi.
— Mnie się zdaje... — zaczęła Helena.
— Niech ci się nic nie zdaje!... Odkąd za mąż poszłaś, strasznie się rezolutną zrobiłaś... Proszę, proszę, pannie się zdaje... panna Helena ma teraz swoje zdanie!...
Helena wesoło w ręce klasnęła.
— Panna Helena! Złapałam babcię! Znów mnie babcia „panną“ nazywa. Proszę dać trzy grosze!
Potrząsała drobną czerwonawą rączką, powtarzając uparcie:
— Proszę dać trzy grosze!...
— Po co?
— Na małpę i kataryniarza!...
— Poproś męża, skoro kataryniarz przyjdzie!
Lecz Helena trzęsła głową.
— Nie, nie! Wolę mieć swoją własną kasę na te wydatki, jak dawniej, u babci, moja babciu!...
Włosy źle spięte rozpadły się istną kaskadą na jej wąskie ramiona. Była to strzecha niesfornych włosów popielatej barwy o dziwacznych srebrnych błyskach. Widocznem było, iż pomadą i szczotką starano się im nadać kierunek i gładkość. Mimo to kręciły się i wiły jak węże pragnące ujść na swobodę. Włosy te miały temperament i, z wierzchu silnie przyczesane, od spodu szalały w drobne kręgi, jakby tańcząc ciągłą farandolę.
Helena wciąż wyciągała rękę w stronę babki.
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/13
Ta strona została skorygowana.