a te dziewczyniska przyniosły mi za sto rubli cuchnących papierków... wódką śmierdzą... powąchaj!... Gdzież ja to mogę pomiędzy bieliznę włożyć... zabieraj... zabieraj!...
Rzuciła na ręce Helenie cały stos papierków rublowych, poczem, mrucząc ciągle, do łóżka podeszła.
— Basia... dawaj koszulę! — krzyknęła. — Gdzieżeś ty widziała, ladaco jedna, żeby pani na sługę czekała!...
Pomacała pod poduszką i wyciągnęła kilka rodzynków, które ssać zaczęła, powtarzając z cicha:
Za nic perły, bławaty,
Nie masz już Fortunaty...
Helena wysunęła się z pokoju. Weszła do sypialni i wrzuciła pieniądze do szufladki od tualetki. Pieniądze te spadły jej jak z deszczem. Pomiędzy oddanemi jej przez pokojówkę listami był jeden list od krawcowej. Wiedziała co on zawiera — groźbę podania skargi do sądu. Teraz mogła dać niewielkie à conto — wiedziała, że babka zapomni i nie zażąda zwrotu swych pieniędzy. Z tej więc strony uspokoiła się znacznie. Kamień spadł jej z serca... Dla niej troska materyalna była główną przyczyną niepokoju. Postawiła lampę na tualetce i powoli rozbierać się zaczęła. Zdjęła stanik i gorset, i rozpuściła włosy. Cienka, płócienna, haftowana koszula z dużym błękitnym monogramem obejmowała jej gors i ramiona. Pod szyją ciemniały doły „solniczek“, które doprowadzały ją do rozpaczy. Ręce długie i chude pokryte były masą ciemnych włosów — nie rozwinęła się bardzo, tylko wydłużyła, wyciągnęła w górę prosta i smukła jak sosna.