Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/132

Ta strona została skorygowana.

Sięgnęła ręką do kieszeni spódnicy i wyjęła z niej listy.
Położyła je na łóżku i zdjęła buciki, pończochy i odsłoniła kołdrę. Ustawiła lampę koło łóżka, natarła ramiona i nogi wodą kolońską, spudrowała twarz i powoli wsunęła się pod kołdrę. Chwilę leżała z oczyma na wpół przymkniętemi. Słowa Borna, cała ta scena tak niespodziewana wstrząsnęła jej istotą. Doprowadzona natychmiast do równowagi zajściem z babką, sprowadzona do rzeczywistości wejściem na próg domu, który był jej gniazdem — starała się odnaleźć owo wrażenie, które ją ogarnęło tam, na Teatralnym placu, przy boku tego człowieka, który radził jej — pozostawić to wszystko precz i wyjść stąd... (gdzie?... po co?...) wyjść samej, samej jednej!
Obejrzała się dokoła i wyciągnęła powoli. Materac wydał jej się miękim, poduszka doskonałą, jasiek w sam raz pod głowę dopasowanym. Z przyjemnością przesunęła palce po atłasie kołdry. Przez te cztery lata zaprowadziła duże zmiany w sypialni. Drzwi kryły portyery, podłoga wybita była dywanem, nad łóżkiem zwieszały się białe muślinowe firanki. Tualetka pełna była flakonów, puszek, pudełeczek, na umywalni stał błękitny przybór do mycia, świecący w oddali jak olbrzymie szafiry.
Powoli Helena poddała się tej kołyszącej ją ciszy i uczuciu zadowolnienia, jakie ogarnia ludzi w chwili ułożenia się do snu wśród znanych nam i ulubionych sprzętów. Głos Borna tracił swą siłę i oddalał się od niej coraz więcej, tak, iż niedługo nawet dźwięku jego rozróżnić nie była w stanie.
Sięgnęła ręką po leżące listy i czytać zaczęła.